Nasik day1
Jesteśmy w Nasik. O samej drodze, czyli prawie 5 godzinnej jeździe autobusem, nie da się szybko zapomnieć. Sprawnie poszło nam znalezienie odpowiedniego środka transportu w Aurangabadzie (440 rupii). Rozsiedliśmy się z tobołami na końcu pojazdu i trochę zdziwieni, ze Indianie siedzą z przodu, ruszyliśmy w 200 km podróż. Po przejechaniu kilku kilometrów zagadka, dlaczego miejscowi siedzą daleko od nas, została rozwiązana. Tył autobusu to rzeczywista jazda bez trzymanki. Zaczęliśmy podskakiwać na wertepach kilka centymetrów w górę, a opadając wzniecaliśmy masę kurzu znajdującego się na siedzeniach. Ubaw niesamowity, ale żeby nasze tylne części ciała nie ucierpiały za bardzo przesiedliśmy się bliżej miejscowych.
Janeu celebration
Barwne stroje, głośna muzyka, dumni rodzice i 8 letni chłopak, który oficjalnie staje się częścią społeczności, która odtąd będzie dzielić się z nim swoimi obowiązkami. Ceremonia Janeu jest obowiązkowa dla każdego chłopca i musi odbyć się przed ślubem. Chłopiec musi nauczyć się od swojego guru zachowania podczas Puja (obrzęd, podczas którego składa się bóstwu ofiarę) oraz wszelkich religijnych formalności.
Nietrudno było znaleźć roztańczony korowód, a tam gdzie dobra zabawa, nie mogło nas zabraknąć. Część mężczyzn chciała żebym koniecznie zatańczył z nimi i trudno mi było wytłumaczyć, że może to zepsuć uroczystość chłopca, a gniew bogów może przetoczyć się po ich karmie, jak walec po drogach na wiosnę.
Indyjskie wesele
Indie zaskakują i tak na prawdę można spodziewać się wszystkiego i co najważniejsze, trzeba być na to przygotowanym. Podążając za światełkami i muzyczką, weszliśmy na wesele, zostając oczywiście honorowymi gośćmi. Oprowadzono nas po kuchni, pokazano jak wiąże się specjalne nakrycia głowy i nawet zaproszono do konsumpcji. Ja musiałem porobić fotki, najpierw wszystkim chłopakom w tradycyjnych nakryciach głowy, a później całej rodzinie. Po przyjedzie panny młodej, załapałem się na sesje zdjęciową, więc i ja trochę skorzystałem, uważając, żeby nie wchodzić w paradę zamówionemu miejscowemu fotografowi.
Nasik day 2
.... No to po zakupach... Aga cała szczęśliwa, a ja wiernie asystowałem i dałem jej się wyszaleć. Trochę pokręciliśmy kamera przy Tanku, bo poranek zgromadził rzesze pielgrzymów nad rzeka. Połaziliśmy w sumie wokół naszej części w której mieszkamy i większość rzeczy już zakupiliśmy (tak mówi specjalistka). Siedzimy w kawiarence i czekamy na lepsze słońce do robienia zdjęć.
Trimbak
Z rana pojechaliśmy do Trimbak, oddalonego o 30 km, kolejnego świętego tutaj miejsca. Tuk-tukiem podjechaliśmy pod sam autobus tarasując mu wyjazd, więc nie czekaliśmy na dworcu ani minuty. Za 20 rupii rządowym autobusem (50 zapłaciliśmy za dojazd do dworca :) ) dojechaliśmy do małej mieściny, w której główną atrakcją jest Świątynia Trimbukswan (jakoś tak). Przy wejściu napis Tylko dla Hindusów, więc chcieliśmy już sobie odpuścić, ale po rozmowie z panem z ochrony okazało się, ze możemy wejść, jeżeli nie czcimy Allaha. Widocznie nie chcieli napisać wprost, ze wyznawcy islamu tylko nie mogą wejść.
Nasik day 3
Wieczorkiem, po przyjeździe z Trimbaku, tradycyjnie udaliśmy się w kierunku Tanku i poszwędać się uliczkami starej części miasta. Aga została zaczepiona przez Hinduskę, która jak sie okazało w czasie rozmowy, byla wcześniej Hindusem. Nawet poznalismy jej(jego) męża. Ja chcialem zrobić zdjęcie Sadhu, który jest tutaj glówną postacią życia religijnego, bo ma swój domek na Tanku. Zdaje mi się, że wcześniej widzialem go w jakimś programie podróżniczym. Koleś od 13 lat śpi na stojąco. Ma podwieszaną szmatkę, do której chowa jedną nogę, drugą stojąc na ziemi. No ma taki odpał. Wcześniej musialem przypozowac do zdjęć, bo przyszlo 10 młodych Indian - nie wiem o co chodzi. Zakończyłem ich fotografowanie, bo zaczęli mnie już trochę irytować; a grupowo, a po 2 osoby, a teraz indywidualnie...
Nasik day 4
Dzisiaj z rana poszedłem znów nad Tank. Tym razem samotnie. Aga została w hotelu, a ja chciałem w ostatni dzień skorzystać ze "złotej godziny" i porobić trochę fotek. Po wyjściu z hotelu pierwszy napotkany Baba przypomniał mi, że nie zabrałem ze sobą pieniędzy, więc i tak musiałem Księżniczkę obudzić. Tak jak się spodziewałem, Sidhu ograbiły mnie z resztek pieniędzy, bo każdy chciał po 10 rupii na herbatkę. Ja swoja herbatę wypiłem za to za darmo. Z 1 rupia w kieszeni, pogadalem z Czajarzem i sam mnie poczęstował.